Radosław Nalewajka zostaje w JKH GKS Jastrzębie!
Z nieukrywaną radością zawiadamiamy, że w naszym klubie pozostanie Radosław Nalewajka!
Z nieukrywaną radością zawiadamiamy, że w naszym klubie pozostanie Radosław Nalewajka! Jeden z ulubieńców kibiców i były kapitan JKH GKS Jastrzębie złożył odpowiednią parafkę na kontrakcie i tym samym w sezonie 2024/25 w ekipie trenera Roberta Kalabera zagrają obaj bracia rodem z ul. Kusocińskiego. Przypomnijmy, że umowa z Łukaszem Nalewajką została podpisana kilka tygodni temu.
Radosław Nalewajka urodził się 30 listopada 1993 roku i całe swoje hokejowe życie związał z JKH GKS Jastrzębie. Na pierwszym treningu na „otwartym” jeszcze wówczas Jastorze wraz z bratem pojawił się w wieku siedmiu lat. Przeszedł wszystkie szczeble szkolenia w naszym klubie, zaliczając także SMS Sosnowiec oraz wypożyczenie do Orlika Opole.
Od połowy minionej dekady był wraz z bratem Łukaszem jedną z wiodących postaci w odbudowywanej drużynie, która od 2018 roku święciła największe triumfy w historii. Radosław Nalewajka miał udział we wszystkich tych tytułach, z potrójną koroną na czele. Robert Kalaber na tyle ufał braciom, że obaj, jeden po drugim, pełnili funkcję kapitanów zespołu. W sumie w seniorskim zespole JKH GKS Radosław Nalewajka rozegrał blisko pięćset ekstraligowych spotkań, przy czym ten jubileusz mamy nadzieję świętować w przyszłym sezonie. W minionych rozgrywkach napastnik zaliczył blisko trzydzieści spotkań. Warto także przypomnieć, że wpisał się do annałów jako autor ekstraligowego gola nr 1700 dla JKH GKS Jastrzębie.
Przy tej okazji publikujemy fragment wywiadu z braćmi z książki „70 lat jastrzębskiego hokeja”. Radosław i Łukasz opowiedzieli nam m.in. o swoich hokejowych początkach...
Radosław: Gdy rodziców nie było w domu, graliśmy oczywiście w hokeja. Choć praktycznie od zawsze jesteśmy napastnikami, to akurat podczas tych gier kłóciliśmy się o to, kto będzie bronił. Motywacja była nieziemska! Biurko w naszym pokoju było na tyle dobrze ustawione, że można było ładować z przedpokoju. Graliśmy do trzech puszczonych bramek. I zmiana. Mówiliśmy mamie: „Zadzwoń, kiedy będziesz pod Szpitalem Górniczym, to przygotujemy ci kolację”. To był dla nas sygnał do sprzątania po „wielkich meczach”...
Łukasz: Co tu kryć, było z tego trochę hałasu i bałaganu. Potem przez lata oskarżaliśmy jednego z sąsiadów o „kapowanie” rodzicom, a okazało się, że donosił kto inny (śmiech). Ale kolacja dla mamy zawsze była gotowa!
Radosław: Rodzice mieli dla nas mnóstwo cierpliwości. W szkole nie byliśmy prymusami, ale też nie zawalaliśmy nauki. Kiedy jednak przydarzyła się jakaś zaległość, to wystarczyło, że mama powiedziała: „Nie pójdziesz na trening” i z marszu wszystko było gotowe.
Łukasz: Mogliśmy przez tydzień mieć „szlaban” na komputer, ale największą karą był zakaz pójścia na lodowisko. Kiedyś Radek miał zapalenie ucha. Siedział u lekarza i dosłownie błagał: „Panie doktorze, niech pan powie mamie, że mogę trenować”.
Radosław: To wszystko było chore (śmiech).
Przeczytaj pełny artykuł ze źródła:
Sprawdź podobne:
jesteś gościem
lub dodaj jako gość
Ciekawy temat? Rozpocznij dyskusję. Zostaw komentarz...